poniedziałek, 10 czerwca 2013

Freelia day

Ważne przyrzeczenia

Miałam wtedy jakieś 16 lat. A ona stała się dla mnie całym światem. Trochę wymusiłam na jej rodzicach, a może nawet bardzo wymusiłam...ale dziś to nieważne. Byłam w niej zakochana, od chwili kiedy dowiedziałam się, że będzie, że się pojawi...Zwariowałam ze szczęścia. I tak zostałam chrzestną, czyli takim kimś, kto gdy rodziców zabraknie zaopiekuje się dzieckiem. Pewne role w swoim życiu traktuję bardziej poważnie niż inne. Tę traktowałam wyjątkowo. Bo dla mnie to przyrzeczenie na zawsze. Jeszcze nie wiedziałam czy będzie nim czy nią, a już nie mogłam się doczekać. A gdy okazało się, że to dziewczynka, byłam wniebowzięta. Jak się urodziła była taaaaka maleńka. Maleńkie rączki, maleńkie stópki, palce...Cudo. Śliczna. Taka jest i teraz. Najładniejsza:-) Dla mnie będzie zawsze takim cudem. Radością. Dziś już nie dziewczynka, tylko mądra kobietka. Jej imię oznacza dobrą i szlachetną i mam nadzieję, że taką będzie przez całe życie. A w dniu urodzin życzę jej znalezienia w życiu pasji. Żeby zamknęła oczy i odpowiedziała sobie na pytanie: Co mi w życiu sprawia radość? Kim chcę być? Co mogłabym robić, gdyby nigdy nikt mi za to nie zapłacił? To kim możemy być, a kim chcemy czasami nie idzie w parze. Ważne, żeby w dążeniu do spełnienia marzeń nigdy się nie poddawać. Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie ci sił, energii i radości w byciu sobą.

ps. stokrotka dla Ciebie ;-)



niedziela, 9 czerwca 2013

Freelia live

Dojrzałość za darmochę

W dawnych czasach w wielu kulturach dojrzałość osiągało się poprzez zdanie pewnego rodzaju testu...z polowania, z wytrzymałości na ból, z cierpliwości, po prostu z życia. Dziecko przechodziło na wyższy poziom. Chłopiec stawał się mężczyzną, dziewczynka kobietą. Był to test trudny, wymagający wysiłku i przygotowań. Jednak zdany, dawał ogromną satysfakcję. Dziś w dorosłość wchodzi każdy za darmochę. Bo wystarczy, że skończysz 18 lat i już masz. Dla młodych to dobrze. Bo nie trzeba się napracować. Odbierasz papier z urzędu i możesz z dnia na dzień przestać słuchać rodziców, palić, pić...bo jesteś dorosły. Za darmochę. Bez wysiłku. Taki mamy świat. Bardziej świadomi wiedzą, że dorosłość sama w sobie przychodzi czasami nieco szybciej, czasami później. Do niektórych nie zapuka latami. Co świadczy o tym, że jesteś dorosły? Może to, że potrafisz rozróżnić rzeczy dobre od złych? Może dostrzegasz, że wolność to niekoniecznie używki? Może dorosłość to poczucie odpowiedzialności za swoje czyny, za swoje życie? Gdyby dorosłość definiować jako powagę, nigdy bym jej nie osiągnęła. Moja definicja dorosłości jest prosta: dorosłym jesteś wtedy, kiedy świadomie podejmujesz decyzje i masz otwarty umysł na tyle, aby nie poddawać się wpływom innych ludzi. Dorosłość to posiadanie swojego zdania i branie za nie odpowiedzialności w sposób świadomy konsekwencji. Powaga nie świadczy o dorosłości. Lubię uśmiechać się do ludzi na ulicy. Dzielić się radością. Lubię ich zdziwione miny. Lubię mówić "Dzień dobry" do nieznajomych. Żartować z samej siebie. Robić psikusy. Lubię nie być poważna. Gdy będę miała 60 lat chciałabym mieć radosną duszę, bez tej nadętości, którą preferują starsi. Raz się żyje na świecie i kto mi zabroni przytulać się do sztucznego King Konga?;-))))

piątek, 31 maja 2013

Freelia live

Mgła myśli

Jeśli myślisz, że góry dadzą się oswoić - mylisz się. Góry są jak pulsujące w głowie myśli. Nieuwolnione. Ogrom ich nas zachwyca, ale powinien też przerażać. Oba te uczucia stanowią o ich równowadze. Gdy spojrzysz na góry oczami duszy zobaczysz jak walczą, żeby wybić się w górę, jeszcze o centymetr, dwa...troszeczkę, żeby stać się potężniejszymi. Czuję taką energię, napierające powietrze, które od dołu chce wybić skały. Tak męczą się góry, piękne, ogromne. Tak męczy się każdy człowiek z tym, co nosi w głowie. Z obawami, chęciami, niezrealizowanymi marzeniami. Pragnienia są jak siła, która rozrywa nas od środka. Nie możemy sobie z nimi dać czasami rady. Jednak one są nieuniknione. Taka jest ludzka natura. Myślimy. W myślach swych potrafimy się zgubić. Jak we mgle. Trudno odnaleźć właściwą drogę. Niektórzy nie potrafią. Ważne jest wtedy tylko jedno. Aby nigdy nie stracić nadziei na odszukanie w myślach nieuczesanych...siebie samego...






środa, 29 maja 2013

Freelia live

Drzewo nieformalności

To wcale nie przypadek, że dziś o nim piszę. Piszę, bo wena nieustająca we mnie tkwi. Wcale nie sprawia mi to przyjemności, bo dopóki nie napiszę, to dany temat myśli mi zajmuje i głowę psuje. Nawyk to? Może. Więc muszę napisać o drzewie. Wielką niespodzianką to nie jest, że w górach drzew niemało. A nawet wielki full. Ale to drzewo wyjątkowe jest i do zapamiętania. Bo drzewo z imieniem, a nawet wyznaniem miłości. Przypadek to, że po latach chodzenia po górach, to drzewo nam się ujawniło? Hmmm...Nie wiem. Wierzę za to w przeznaczenie. Bo ślub ma być, wyczekany. Wyjątkowyż to, bo naszych najważniejszych przyjaciół. Jak się na coś długo czeka, to innego wymiaru to nabiera. Wchodzi w mózg. Staje się etapem. Nieodłącznym - procesu bycia ze sobą. Taki nawyk...społeczny. Powszechnie akceptowany. Radosny. Dla nas, bo potańczyć nam się chce, a okazji zawsze za mało. Dla nich, bo forma małżeństwa dopełniona będzie. Najmniejsza komórka społeczna - rodzina - powstanie. I w najlepsze rozwijać się będzie, jak przez te ostatnie naście lat. Dziś w dzień specjalny, ponieważ święto imienia jest, przypominam drzewem, jak to sens miłości nieformalnie wyrażony, ogromne zadowolenie może sprawić. Młodość ma swoje przywileje, radosna jest i nieformalna, dlatego cudowna i wolna. Do wyrażania uczuć nie potrzeba wiele. Wystarczy chęć. W formalności szybko możemy zapomnieć o tym, jak działa miłość. Miłość nie jest nawykiem. Jest sumą małych niespodzianek, które sprawiamy drugiej osobie. Sumą wyrytych napisów, zmienionych harmonogramów dnia, odnalezionych ścieżek, odwiedzonych miejsc, obejrzanych widoków...sumą zróżnicowania, które chroni przed formalną związkową nudą.
By w form formie - wolności nie zatracili - dla nich umieszczam przypomnienie. 
Drzewo. Prostych wyznań. Nieformalności. 


poniedziałek, 27 maja 2013

Freelia live

Wolny zwierz...czyli Pan Mry w roli głównej

Tak się zdarza czasami, że ludzie kochają zwierzęta. Zwierzęta milusińskie są. Futerko do wtulenia mają. Mruczeć mogą, jak chcą. Ścieżkami własnymi chadzają. Mają też te złe strony. Ta pierwsza...dosyć istotna...trzeba dać im jeść...zawsze!czyli codziennie, a najlepiej kilka razy dziennie. Druga...mają potrzeby...fizjologiczne, które rzecz jasna powalić mogą z nóg, tych co na odmienne zapachy wrażliwi są. Po trzecie - zwierzak jest jak dziecko, nie jak dorosły. Samego w domu na kilka dni nie zostawisz. Bo sam lodówki nie otworzy, sam za siebie jedzenia nie wsypie, wody nie naleje. Taki zonk. Kupujesz sobie zwierzaka, a tu taki niespodziewany gratisik...trzeba go zabierać wszędzie, tam gdzie jedziesz ty. Trzeba to właściwe słowo. Bo jak nie chcesz, to musisz. A nawet jak chcesz, to czasami nie możesz. Bo ludzie inni cię ograniczają. Jakże to smutne jest, ale prawdziwe niestety. Nie możesz jechać tam gdzie chcesz, tylko tam, gdzie przyjmą w całej swej łaskawości ciebie i całą twoja rodzinę. W komplecie. Jakikolwiek ten komplet by nie był. 
My kochamy Pana Mry. Chociaż nie nasz jest. Ale naszych przyjaciół. Więc prawie jak własny. Pan Mry rozśmieszać nas umie, żarty robi, psikusy. I zawsze, ale to zawsze obraża się na nas, gdy w domu chociaż na chwilę zostaje sam. Bo...to kot górski jest ;-) Na tylu wyprawach z nami już był...i pewnie jeszcze pojedzie. Chwała tym, co zwierzaki kochają i umożliwiają nam w komplecie podróżować. Bo rodzina to rodzina, to wszyscy, bez kryterium ilości łap. 

ps. poniżej Pan Mry wybierający nasz kolejny cel podróży ;-))))) 



niedziela, 26 maja 2013

Freelia day
 
Dzień mamy

O moich zdolnościach do hodowania kwiatów było głośno...oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu. Potrafiłam uśmiercić każdą, nawet najmniej wymagającą roślinę...Przez moje studenckie mieszkanie przewijały się dziesiątki kwiatów, małe, duże, kolorowe...jedno zawsze było pewne...albo nie przeżyją, albo w stanie agonalnym pojadą do mamy. I tak u mamy zawsze dochodziły do siebie...stawały się bujne, okazałe, kwitły. Mama kwiatowy lekarz. Czasami podejmowałam próbę sprowadzenia ich do mojego domu, ale zazwyczaj kończyło się to ich śmiercią. Więc zaniechałam prób. Nawet sobie nie wyobrażacie, ileż starań ja wkładałam w te kwiaty, ileż odżywek, wypowiedzianych do nich słów...żeby lepiej rosły...żeby w ogóle rosły...;-) I nic. 
Ja z natury dumny i uparty koziorożec jestem, więc poddać się nie mogłam. Pot, łzy, codzienna opieka i dyscyplina wdarły się do mojego życia. Ach ile trudu, żeby po roku w moim balkonowym ogrodzie zakwitł on...Cudny różanecznik. 
Mamo, w dzień twojego święta, kwiatek dla ciebie ode mnie, z trudem i poświęceniem wyhodowany przez córkę, która przez lata ręki do kwiatów nie miała...Buziak!
Dziękuję za cierpliwość do mnie - bez niej nigdy nie byłabym tym, kim jestem dziś!



sobota, 25 maja 2013

Freelia live

Wolność znaczy przestrzeń

O wielu rzeczach dziś rozmawiam ze swoją siostrą, ale nigdy o przestrzeni. Ten temat mamy za sobą. Przestrzeń osiągnęłyśmy. Do przestrzeni własnej niezależnej i świadomie zdefiniowanej nie dochodzi się od tak...bez słów. O przestrzeni trzeba dyskutować...ba kłócić się, walczyć - nawet z siostrą. My rozpoczęłyśmy walkę o swój obszar już jak byłyśmy małe...moja lalka, twoja lalka, często kończyło się to gilgotaniem "do krwi" ;-)było śmiesznie...oczywiście dla tego, kto gilgotał ;-)a potem obszar rozszerzył się na ubrania...moja sukienka, toja sukienka...ufff...te bitwy kończyły się nawet długotrwałym milczeniem ;-) znaczy nieodzywaniem. O innych rękoczynach nie wspomnę, bo milczenie było znacznie dotkliwsze. Tak się przyjęło, że kłótnie rodzeństwa są powszechnie przez społeczeństwo akceptowane, więc sporów się nie rozwiązuje, pozwala się, aby narastały, gromadziły się, uwierały. Wrastały w nas i odzywały po latach. Nosimy je ze sobą, jak plecak wypchany zbędnymi przedmiotami. Boli, ale wytrzymamy. Ludzie tak mają, że często przemilczają problemy...bo lepiej nie mówić, bo lepiej nie urazić. Swoją siostrę cenię za to, że potrafi być szczera. Że jak trzeba potrafi ze mną dyskutować, ale też dlatego, że zawsze po tych wielkich burzliwych dyskusjach, po wypowiedzianych słowach, zawsze potrafimy się dogadać. Konflikty są po to, aby je rozwiązać i dać sobie przestrzeń do życia. Gdy mówisz drugiemu, jak ma żyć...nie dajesz mu przestrzeni. Ograniczasz. Ja się muszę tego wystrzegać. Mam dużo z moralizatora...Może lubię być słuchana?Może...ale żeby być słuchanym, trzeba najpierw usłyszeć innych. My z siostrą wiemy jedno, wolność można osiągnąć tylko wtedy, gdy każdy ma swoje podwórko (i to dosłownie), gdy każdy ma swój kawałek miejsca do mieszkania, do pracy, do życia, do niezależności. Części wspólne niszczą życie. Dzielenie się daje zdrową atmosferę. Moja lalka - Twoja lalka, Moja sukienka - Twoja sukienka. To jest zdrowe. To daje szczęście. Wtedy naprawdę fajnie pije się razem kawę, plotkuje o pracy, rozmawia o problemach. Wszystkiego najlepszego Mała!
Wierzę, że po przeczytaniu tego, ktoś tam po drugiej stronie zrozumie, że rozłamy nie są złe, a po nich, przychodzi czas na normalność...


środa, 15 maja 2013

Freelia live

Życiowa mapa gór

Wspinać się nie każdy potrafi... jeszcze. A to podstawowa życiowa umiejętność. Powiedziałabym, że tak niezbędna, jak oddychanie, czy trawienie. Wspinamy się każdego dnia po ostrych szczytach naszego życia. Tu pagórek, tam szczyt, tu dolina...Do dolin skłonni jesteśmy coraz częściej. A na szczyty wchodzić się nie chce. Taki live. Szukamy wskazówek i map, ale o nie coraz trudniej. Dróg coraz więcej. Wybór za wyborem, intensywnie przyciska nas do podłogi. Trud nie pozwala się wspinać. Ale trzeba, bo każda nawet największa dolina, ma swój kres i trzeba wyjść z niej i wdrapać się na górę własnej egzystencji. Wspinaczki trzeba się nauczyć...jak nie...samo nauczy cię życie. Delikatnie powiedziałabym kick-offem, brutalnie: kopem w tyłek. Mój tyłek nie lubi kopania, dlatego co roku wspinam się więcej i więcej, wyżej i wyżej. Dlaczego nie? Z góry świat wygląda pieknie ;-)


wtorek, 14 maja 2013

Freelia live

Zawsze patrz na jasną stronę życia ;-)

Ktoś, kto każe nam gwizdać na kłopoty, śmieszy sam w sobie. Gwizdanie śmieszy, bo tak. I humor lepszy od gwizdania lub tylko od  myślenia o tym, że możesz gwizdać. Gwiżdżący ludzie mają jakiś taki dziwny flow, taki luz. Znałam pewnego człowieka z widzenia, gwizdał zawsze. Chodził ulicami miejscowości, w której mieszkałam i zawsze był szczęśliwy, albo tylko na takiego wyglądał. Jak dziś usłyszałam tę gwizdaną piosenkę, pomyślałam sobie, że zazdrościłam mu trochę tego niebytu. Dziś on już nie żyje. Nie słychać radosnych gwizdów na ulicach. Czasami zatrzymuję się przed jego grobem i mam ochotę zanucić..."zawsze patrz na jasną stronę życia". Chcesz tego, czy nie, niektórzy ludzie wbijają się w pamięć i zostają na zawsze...więc zagwiżdż...może ktoś usłyszy. Gwiżdż, a może zostaniesz w czyjejś pamięci na zawsze. Może to jedyny sposób, żeby komuś przynieść radość? A może znasz lepsze? Posłuchaj piosenki...

Monthy Python - Always Look On The Bright Side Of Life

Zawsze patrz na jasną stronę życia”

Niektóre rzeczy w życiu są niepomyślne
Mogą doprowadzić cię do szaleństwa
Inne rzeczy sprawiają, że klniesz.
Gdy nic ci nie wychodzi
Nie narzekaj, gwizdnij sobie
To pomoże zmienić rzeczy na lepsze

I zawsze patrz na pogodną stronę życia
Zawsze patrz na lżejszą stronę życia(...)


wtorek, 7 maja 2013

Freelia live

Wychodzić smutki

Gdy nie wiesz, co ze sobą zrobić...
Gdy nie masz pomysłu na kolejny dzień...
Gdy dopada cię depresja...
Gdy wszystko wokół się wali...
Gdy nic nie przynosi radości...
Wstań i idź. 
Idź tak długo, aż odnajdziesz cel. Idź tak długo, aż ból fizyczny zagłuszy ten psychiczny.
Idź...chodzenie jest przyjemne, chodzenie zmniejsza stres. Zapominasz o wszystkim, o czym pamiętać nie warto. Nie wierzysz? Wstań, idź, a zobaczysz. Zakład?

poniedziałek, 6 maja 2013

Freelia live

W górach jest wszystko co kocham

Raz w roku przez siedem dni jestem autentycznie szczęśliwa. Smutki dnia codziennego potrafią niespodziewanie wkraść się do mojego snu, ale nie mogą zapanować nad moją świadomością w dzień. W górach myślę tylko o górach i sobie, o wspaniałych widokach, przebytych kilometrach i o tym, co jeszcze przede mną. Nie ma nic lepszego, jak wyłączenie przycisku codzienność. W górach jest czas na wyciszenie, na myślenie lub niemyślenie o tu i teraz. W górach są przestrzenie, w górach jest wolność, której nie zaznasz w mieście. Jesteś free.
W tym roku opowiem wam trochę o Beskidzie Śląskim. I tak majowo będzie, wycieczkowo, słonecznie. Tak jak powinno wyglądać nasze życie wiosną...radośnie. O górach i innych rzeczach, które kocham, będzie maj. CUDnie. Obudziłam się do życia z zimowego snu. Czerpię garściami to, co daje świat. Zacznijmy od widoków...Popatrzcie ze mną ;-) Takie niebo się nie zdarza...chyba, że mi;-)))


wtorek, 23 kwietnia 2013

Freelia live

Jak smakuje zakazany owoc?

Zakazany owoc smakuje najlepiej. Prosto z drzewa. Jak jabłko sąsiada, zerwane bez pozwolenia. Jak wyjście z domu, gdy mamy szlaban. Jak szpilki mamy włożone potajemnie przez 6-letnią dziewczynkę. Jak przekraczanie prędkości na polskich autostradach. Przykłady można mnożyć.
Ile w zakazie zakazu? Hmmm...niewiele. Zakaz jest jak zachęta. Też na "Z" ;-) Zakaz krzyczy do nas: "weź", "dotknij", "zrób". Zakaz chce być złamany. A ten, kto go wygłasza zwyczajnie nie wie, jaka jest jego siła. Nie rób, a będzie zrobione. Nie dotykaj, a będzie dotknięte. Nie bierz, a będzie zabrane. "Nie" - jest zachętą. Motywuje do przekory. Jak chcesz, żeby twoje dziecko było "zbuntowane", zakaż mu czegoś używając słowa "NIE". Siła tego słowa jest ogromna. 
A jak to się zaczęło...wielu z was to zna. Nie kradnij. Nie mów fałszywego świadectwa. Nie zabijaj. Te 10 słynnych zakazów zna prawie każdy katolik. Bardzo motywujące. Jako 9-latka nie myślałam nigdy o zabijaniu, kradzieży itd. Pomyślałam w momencie nauki tych przykazań. Powtarzanie ich każdego dnia, tylko uczy, że są zachowania, które są zakazane. A jak smakuje zakazany owoc? Cudownie. Ta sama sytuacja dotyczy znaków drogowych. Ile razy zdarzyło ci się dziś przekroczyć ograniczenie prędkości? Pewnie co chwile. Nacisnę pedał gazu, przecież nic się nie stanie, jak pojadę o 10km/h więcej. Zakazy są takie naiwne.
Zakazy wyzwalają kreatywność. Jeżeli nie możesz czegoś zrobić używając dostępnych narzędzi, poradzisz sobie w inny sposób. Kreatywność ludzi można zobaczyć wszędzie. Wystarczy tylko otworzyć oczy.

Na jednym z jezior w Wielkopolskim Parku Narodowym, gdzie zakaz pływania jest standardem, odnalazłam ślady młodzieńczej kreatywności. Jak ulepszyć swoje wakacje?Skokami do wody z powalonego drzewa. Hmmm..Bezpieczne?Nie powiedziałabym. Przedsiębiorcze?Ba!

 
Freelia live

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!

W tym roku wiosna nie chciała przyjść. Broniła się. 
Dziś już jest. Świeci ciepłym słońcem, zieleni drobnymi listkami, koloruje kwiatami smutek dnia.
Jeżeli w twoim życiu potrzebna jest zmiana, nie wahaj się, nie czekaj. Lepszego czasu nie będzie.
To jest ten czas. Doda ci energii, pozwoli osiągnąć wszystko.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Freelia day

Światowy Dzień Ziemi

To co nas otacza nie jest niewyczerpalne. Każdego dnia zużywamy zbyt dużo wody, zbyt dużo energii. Niszczymy naszą planetę. Zatruwamy spalinami aut, fabryk, domów. Śmiecimy. Kiedyś nam się skończy ta błoga samowolka. Pewnego dnia nam zabraknie tych dóbr. Wtedy zatęsknimy. Ten dzień jest po to, aby uświadomić ludziom możliwość zmiany swoich nawyków. Aby pomyśleć o zakręceniu wody podczas mycia zębów, o wyciągnięciu ładowarki z kontaktu, o wyrzucaniu puszek do śmieci, a nie do jeziora, o podnoszeniu papierków. O zwykłych czynnościach dnia. Zacznij od siebie ratowanie ziemi. Małymi krokami. Suma małych rzeczy daje olbrzymie efekty. Czas start. 


Freelia live

Matma nie da się lubić.

Jak tylko sięgnę pamięcią nienawidziłam jej. Zawsze przybierała kształt groźnego pana lub sfrustrowanej, krzyczącej pani. Bolało mnie uczenie się jej, siedzenie w klasie, myślenie o następnej lekcji. Każda godzina to była udręka. Siedziałam i modliłam się: Boże tylko niech mnie nie wybierze, tylko niech nie zacznie od mojego rzędu, tylko nie ja i nie moja koleżanka, bo potem będę ja, tylko nie pała, tylko niech uda się przeżyć. Matematyka. Stres, pot, łzy. Nigdy nie przeżywałam gorszych chwil. Nigdy. Może wydawać się to głupie, ale do tej pory pamiętam stukot długiego drewnianego kija, którym pan od matematyki wskazywał kolejne ofiary podchodzące do tablicy. Już ostatni tydzień wakacji to były powtórki, definicje, ćwiczenia, aby na pierwszej lekcji nie zarobić jedynki. Do dziś szumi mi w uszach krzyk pani karcącej nas za niezrozumienie zadania. Trzaskanie drzwiami. Dziś nie dałabym się tak poniżać. Zwłaszcza, że wiem, że to nie w nas był problem, tylko w tych nieumiejętnie tłumaczących materiał nauczycielach. Godziny spędzone nad zadaniami, korepetycje, stosy wypełnionych książek z ćwiczeniami nie pomagały. Bo matematyk to król. Rządzi naszym losem i zawsze może spowodować, że zginiemy. I tak było. Nienawidzę matematyki przez tych, którzy jej uczyli. Bez zrozumienia, powierzchownie, szybko, bez wzbudzenia w nas ciekawości. Tylko strach. Dlaczego piszę o matmie akurat dziś, bo przeczytałam coś genialnego:-) 

Poniżej małe zadanie:
Masz 20 sekund, aby zapamiętać ten ciąg liczb:4,8,5,3,9,7,6. 
Następnie wypowiedz je na głos. 

Ktoś mądry obliczył, że jeżeli jesteś osobą posługującą się językiem angielskim masz 50% szans na zapamiętanie tego ciągu cyfr. Jeżeli zaś jesteś Chińczykiem na 100% odpowiedziałeś prawidłowo. Dlaczego? Ludzie przechowują cyfry w pętli pamięci aktywnej przez około 2 sekundy. Najłatwiej uczymy się na pamięć tego, co możemy wypowiedzieć lub przeczytać właśnie w tym czasie. Język chiński pozwala zmieścić wszystkie 7 cyfr w 2 sekundach. Cyfra cztery to w chińskim si, siedem qi. Odpowiednio w języku angielskim i polskim te cyfry są dłuższe, więc wypowiadamy je dłużej, toteż możemy zapamiętać ich znacznie mniej. Dzieci Azjatów łatwiej zapamiętują ciągi cyfr i wykonują obliczenia. Dla nich matematyka jest łatwa. Dla nas - odwrotnie. Chińskie 4-latki potrafią liczyć do 40, amerykańskie  w tym samym wieku tylko do 15, do 40 potrafią rok później. *
Czy polski 4-latek potrafi policzyć do 40? Szczerze wątpię. Z 15 też miałby problem. Nasz język nie ułatwia nam matematycznego startu. Może czas go zmienić? Przecież dzisiejszy świat nastawiony jest na efektywność... Efektywności przyszłym pokoleniom życzę, aby matematyka była przyjemnością, nie katorgą i udręką. Gdyby się jednak zmiana językowa nie powiodła, to chociaż nauczycieli z pasją niech wam zaserwują. Pasja czyni cuda. Jej brak niszczy młode umysły.
 
*Malcolm Gladwell "Poza schematem"

środa, 17 kwietnia 2013

Freelia live

Dzieciństwa smak

Kiedy zamykam oczy czuję słodki smak truskawek zerwanych wprost z pola. Nieumytych. Wytartych w białą koszulkę. Ślad tego małego przestępstwa na zawsze pozostaje na materiale. Nie przeszkadzał mi piach, który od czasu do czasu zgrzytał między zębami. Łamanie zakazów mamy dawało przyjemny powiew wolności. Już wtedy go czułam. A groszek? taki zielony, słodki...wypychałam kieszenie i jadłam ;-) aż do bólu...Słyszę do dziś to przyjemne pęknięcie strąka, które zwiastowało...mniam... smaczne okrągłe dojrzałe groszki w środku. 
Dzieciństwo, to najlepszy okres w moim życiu. Nie ograniczało mnie nic. Żaden płot, żadne drzewo...żadna odległość...moich małych stóp. Wszystko wydawało się łatwe i osiągalne. Dziś inni mogą mi pozazdrościć. Te czasy już dawno minęły.  Dzieci to małe maszyny, zaprogramowane przez rodziców. Z harmonogramem dnia, zajęciami dodatkowymi, planowaniem czasu wolnego, bez wyboru. Kilka razy inteligentniejsze. Kilka razy bardziej zaradne. Emocjonalne dno. Wolność poczują za lat kilka. A może nigdy. Klikają myszką szybciej niż zaczynają chodzić. Nie wiedzą co to gra w klasy, czy w gumę, ale zabijają z zimną krwią w gry komuterowe. Raj. Jak za 20 lat, ktoś ich zapyta, jakie smaki kojarzą im się z dzieciństwem - nie będą umieli odpowiedzieć. Może snikers, mars, albo...inny słodki batonik. Nie tak słodki jak słodka była moja wolność... A jaki jest twój smak dzieciństwa?



wtorek, 16 kwietnia 2013

Freelia live

W poszukiwaniu straconego czasu

Gdy jesteśmy dziećmi mówimy...jak będę dorosły to...
Gdy już trochę podrośniemy mówimy...jak zdam maturę...jak skończę studia, jak znajdę pracę, to...
Gdy osiągniemy dorosłość mówimy...jak będę na emeryturze to...
Zawsze jest lepszy czas, żeby spełniać marzenia. Zawsze jest lepszy czas, żeby zmieniać swoje życie.Tylko nie tu i teraz. Jakiś problem z tym mamy, ludzki. 
Tu i teraz jest dla nas za odważne. 
Tu i teraz czeka latami. 
Tu i teraz leży na półce naszego życia przykryte grubą warstwą kurzu.
Tu i teraz budzi nas każdego dnia, niepokoi, wzywa, ponieważ wiemy, że to co mamy jest dla nas niewystarczające. Że czegoś nam brakuje. 
Tu i teraz mówię do was...wyczekujący...każdy dzień czekania na odpowiednią chwilę jest stratą czasu. Każdy dzień ucieka nieodwracalnie. Tu i teraz nigdy nie wróci. 
Odejdziemy z tego świata na zawsze i nikt nam nie odda straconego czasu.  


sobota, 6 kwietnia 2013

Freelia live

Wiosna w kwietniu...
 
Tam, gdzie diabeł mówi Dobranoc, a czas stoi w miejscu ;-)
Tam, gdzie dorasta się szybciej...
Tam, gdzie dzieciństwo nie jest łatwe...
Tam, gdzie zabawa w kreatywność zmienia się w naukę życia...
Tam, gdzie pachnie lasem i świeżą rosą...
Tam gdzie natura kocha ludzi...a ludzie naturę...
Tam, gdzie śnieg leży najdłużej...


Tam, gdzie się urodziłam i wracam...z miłością ;-)







niedziela, 31 marca 2013

Freelia day

Wielkanoc

To czas, kiedy możemy się zatrzymać i pomyśleć nad swoim życiem, przyszłością...

Żebyśmy nie budowali barier. 
Żebyśmy nie szukali usprawiedliwień. 
Żebyśmy kochali życie i szanowali innych ludzi. 
Żebyśmy byli wolni od własnych ograniczeń. 
Bo po to są święta, abyśmy byli lepsi.
Pozytywnych refleksji i spokojnych świąt.

Życzy Freelia

ps. tak jajka maluje moja siostra, gdyby ktoś chciał przejść kurs...zgłoszenia do nas na maila ;-)


piątek, 29 marca 2013

Freelia day

PRZEDwielkanocą, spowiedź desperata

Na początku tu miały być życzenia. Ale pomyślałam sobie, że to święto w inny sposób podkreślić muszę. A to dlatego, że pierwszy raz w moim życiu, nie zatrzymałam się, nie pomyślałam, nie przeżyłam tego tak jak należy. Nie tak powinno to być, a jednak z roku na rok czuję zmniejszające się zaangażowanie. Moje, własne. Ci co nie wierzą, mogą się śmiać. Ci co wierzą, powinni otworzyć oczy.
Pan Jezus umarł na krzyżu. W mękach. W ranach. W koronie cierniowej. Biczowany. Kopany. Przez ludzi, takich jak my. Pan Jezus umarł na krzyżu dla innych. Poświęcił się. Obce to słowo ci, mi, nam, wam. Nikt z nas do poświęcenia wielkiego nie jest skłonny. Może małe, niewielkie. Coś tam z siebie wykrzesać, moglibyśmy. Ale żeby aż tak. Nie. Pan Jezus umarł na krzyżu za dzisiejszy świat. Gdzie brat brata nie odwiedza, nie kocha, nienawidzi. Stopniowanie negatywnych uczuć przychodzi nam z łatwością. Mamy ich dużo. W zanadrzu. Sięgamy do kieszeni nienawiści. I buch. To w tego, to w tamtego. Lubimy się złościć, lubimy nienawidzić. Radość czerpiemy z bycia złymi. Robimy to dla siebie. Tłumaczymy siebie. Bo ja już nie mogę, bo ja już mam dość, bo ja nie wytrzymam. Bo on jest taki i owaki. Bo mi zrobił to i to. Bo tyle lat stracone. Przez nią. Przez niego. Bo to, bo tamto. Miłości mało, każdego dnia mniej. Bo po co, bo dlaczego? Pokolenie pizz ma wszystko i wszystkich gdzieś. Kochamy za to siebie, coraz mocniej. Pan Jezus umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. To nie jest cool. Robić coś dla innych. Robić coś - to tylko dla siebie. Dla swojej kariery, dla domu, dla auta, dla splendoru i chwały własnej. Dla innych - nie ma mowy, co oni mi za to dadzą?Wielkie nic.
Panie!Zgrzeszyłem nienawiścią, złością, egoizmem, samolubstwem, złym słowem, lenistwem, obżarstwem, kłamstwem, zapatrzeniem w siebie, agresją, brakiem szacunku dla innego człowieka, brakiem miłości, brakiem chęci. Wybacz mi, że jestem taki słaby. Wybacz mi, że brakuje mi chęci...na poprawę.
Pan Jezus umarł na krzyżu. Czy zasługujemy na zbawienie? Chyba nie...


sobota, 23 marca 2013

Freelia live

Mistrzowie motywacji czyli komentarze po meczu: Polska- Ukraina

My Polacy tacy jesteśmy jak nasz kraj. Nijacy. Nijaki mamy rząd. Nijaką opiekę zdrowotną. Nijaką kolej. Nijaką pogodę za oknem. Od nijakości nie wolno odstawać. Nie wolno się z nijakości wybijać ponad. Nijakość jest akceptowalna, zadowalająca, nie drażni sąsiada. Nijakość lubimy u innych. Kochamy u najbliższych. Drażni nas jak ktoś umie lepiej, biega szybciej, skacze wyżej. Ale w jednym jesteśmy zjednoczeni,  w jednym nijakość nas wkurza, ba! nawet budzi agresję. Piłka nożna: nasza drużyna, własna, narodowa, piłkę kopiąca powinna być najlepsza. Powinna honorem i dumą nasz kraj napełniać i radość powszechną wzbudzać. Piłka jest jedna a bramki są dwie. Ta jedna jest po to, aby nasze chłopaki kopali w nią gole. Gdy nie kopię, jesteśmy źli. Gdy nie kopią, jesteśmy agresywni. Gdy nie kopią...krytykujemy. O tej krytyce słów kilka chcę powiedzieć, bo jako osoba mocno zwracająca uwagę na motywację, muszę szczerze pożałować naszych. I ku uciesze krytyków powszechnych, owej krytyce się sprzeciwić. Chłopaki grają. To jest fakt. Grają nienajgorzej. To znaczy nie gorzej niż ich poprzednicy i nie lepiej niż inne drużyny. Dodajmy, grają narodowo. Nijako. Ale umieć umieją. Tylko tak Polska na nich działa. Nijako. W innych klubach gwiazdami są. I w reklamach niemieckich samochodów występują. To znak jest. Znak, że kopać potrafią. Bo przecież, gdyby nie kopali, to by ich Niemcy nie trzymali. Drugi fakt jest taki, że u nas kopią sobie, a raczej między sobą. Pochwalę ich za to kopanie, bo bardziej dokładne jest i trafiające, tam gdzie trafiać powinno i ja jako wprawny obserwator toczenia się piłki po boisku rzec muszę, że gra im idzie. Lepiej nawet niż kiedyś. Po boisku. Żwawsze to wszystko jest. I akcja pojawi się od czasu do czasu. I to jest ta część motywacyjna, pochwalna konstruktywnej krytyki. Po meczu z ust nikogo jej nie usłyszysz. Krytyk krytyka goni. Najzabawniejsi są ci, którzy sami w drużynie narodowej kiedyś grali, gorzej i niedokładnie, ale co tam. Krytykować można, jak już o tobie nikt nie pamięta, że grałeś. Jak się gra, tak że cię zapominają, to dobrze o piłkarzu nie świadczy. Maradony nikt nie zapomni. Maradony w naszej drużynie próżno szukać. Ale beznadziejna gra poprzedników zostaje zapomniana razem z piłkarzami. Niesprawiedliwe to. Bo jakim prawem te wszystkie Żewłakowy i inne komentatoropodobne elementy, krytykować naszych się dopuszczają, jak sami sposobu na wygraną nie mieli. Powszechnie niszczy się ludzi. Może i staraliby się, ale jak dobrego słowa nie usłyszysz znikąd, to i po co? Ratunku nie ma. Nie docenia się starań. Nie docenia się chęci. Bo oni bardzo chcą. Tylko nie wychodzi. Ta bramka taka jakaś odporna. Na nasze strzały jest. Polska piłkarzami nie stoi. Pogodzić się czas z tym. Mistrzostwa w piłkę nożną na medal organizujemy, ale medalu nie zdobędziemy w grze. Może motywacji naszym brak?Może dobrego słowa?Może odrobiny wsparcia? Bo ciężar na nich duży, narodowy. A naród za nimi nie stoi. Naród potknięcia liczy. Naród jak czarownice piłkarzy pali na stosie. W telewizji wyśmiewa. W gazetach opisuje. Narodzie! Nijaki ty! Z nijakością drużyny swej się pogódź i kochaj ją bezwarunkowo. Innej nie będzie. Przez następne 100lat, a może więcej...Nie przepraszam, jest jedna szansa...Wymodlisz narodzie Maradonę, niech się narodzi i zbawi kibiców swych. Inaczej innego końca świata nie będzie ;-) Nie będzie;-)


piątek, 22 marca 2013

Freelia Live

Cwaniactwomania czyli o ograniczeniach świata tego.

Free znaczy wolny. I taką chcę być, przynajmniej na tym blogu. Każdy przejaw ograniczania mojej wolności mnie wkurza. Nawet, gdy jest uzasadniony sensownymi argumentami;-) Pospiech wdarł się w nasze życie. Spieszę się tu. Spieszę się tam. Stale w biegu. Chociaż czasami jawnie narzekam na brak stagnacji, pospiech lubię. Przyzwyczaiłam się do niego. Daje mi możliwości. Różne. Tak mocno wszedł mi w krew, że nieludzkim zabiegiem byłoby zwolnić mój pęd. Ku mojej niesamowitej wściekłości, odważył się jednak na to sam Zarząd Dróg Miejskich (czy inny tego typu organ - nie wiem) w Poznaniu, który to zamach na wolność mą przygotował. Cichaczem tak. Niespodziewanie. W ciemną noc. Wbił przedmiot znienawidzony w ziemię. Żeby jak najwięcej dla siebie ugrać. To taka polska gra. Schowam się za znakiem i zrobię ci niespodziankę. Gra w my udajemy, że ma być bezpiecznie, a wy udajecie, że chcecie, żeby było bezpiecznie. My udajemy, że pracujemy, wy udajecie, że jedziecie wolno. Im drżą ręce od trzymania radaru, wam drżą nogi od powstrzymywania się przed naciśnięciem gazu. Oni są skazani na wasze niedopatrzenie, niedowidzenie, brak cierpliwości. My na ich być albo nie być za znakiem. Otóż w tym tygodniu na ulicy potocznie zwanej przez wszystkich katowicką pojawiły się znaki. Może nie zdziwiłabym się, że właśnie teraz. Bo przecież święta tuż tuż i pieniądze dodatkowe niektóre instytucje zarobić muszą, ale niespodziewaność miejsca tego spowodowała u mnie swego rodzaju konsternację. O polskim cwaniactwie głośno jest. I stereotyp taki mamy. Polska cwaniactwem stoi. Świat polskiego cwaniactwa pełen, ale...Ale tego ograniczenia do 50km/h nie spodziewałam się na drodze 4 pasmowej, powszechnie uznawanej za szybką trasę. I bzdur się naczytałam tyle, bo droga w złym stanie technicznym, bo naprawa droga. Takie to bajki wciskają nam. A tuż za znakiem panowie z fotoradarem. I łowią. Rybki. Radośnie. Żeby święta bogate były. Bo bez radaru zając nie kica w Poznaniu. Albo kica, ale wychudzony jakiś. Odezwę więc piszę w imieniu własnym mym i tych co powiew jazdy dawnej jeszcze we włosach czują. Problemu technicznego drogi ograniczeniem naprawić się nie da. Do tego służą inne sprzęty. Ile pieniędzy miasto straci na zwolnieniu ruchu, tego nie obliczy nikt. A rozwalony most, odbudować trzeba. I aby na koniec podkreślić swą tęsknotę za prawidłowym rzeczy bytem, dodam: Jak tęskno za tą normalnością, gdy zepsute rzeczy po prostu ktoś naprawiał. Oj tęskno mi! Świat się zmienia. Jak trwoga to nie do Boga, tylko do radaru. Fotoradaru.

Poszukując inspiracji do mojego dzisiejszego bloga znalazłam taką stronę z koszulkami: http://www.5gr.pl
Koszulki polecam ;-) Tekst na koszulkach...w sam raz na dziś ;-)

środa, 20 marca 2013

Freelia live

Bańka za bańką

Jeżeli ktoś ma pewność, że jego życie jest czymś więcej niż bańką mydlaną, która przy pierwszym zderzeniu z losem pęknie, niech pierwszy rzuci kamień. Niech rzuci. Zobaczymy, co się stanie. Odważnych nie brakuje. Rzucam wyzwanie życiu. Czekam na efekt. W bólu. W strachu o jutro. A może w radości z tego co mam? W zachwycie nad tym, co pozostało do odkrycia? Tak krótkie jest nasze życie i ulotne. Uświadomienie tego sobie może pogrążyć w rozpaczy, albo zmotywować do zmian. Jak różni jesteśmy, to widać po naszych działaniach. Jak wykorzystujemy ten sam początek, żeby dojść do zupełnie odmiennego końca? Jak? Tak jak potrafimy. Tak jak nas nauczono. Tak jak sprawdziliśmy. Tak jak nam pokazano. Tak jak wyczytaliśmy z książek, zobaczyliśmy w filmach. Tak...czy siak...Różnie. Byle wykorzystać, do końca, do ostatnich dni. Zanim poczujemy na twarzy delikatny chłód rozpryskującej się o los bańki mydlanej. Naszej bańki. Odwrotu nie będzie.


wtorek, 19 marca 2013

Freelia live

Czas umierania i czas rodzenia

Żaden człowiek nie chce umrzeć. Umieranie jest wbrew pozorom nienaturalne. Boimy się śmierci, chociaż jest wokół nas. Czuwa. Czeka. Śmierć może zabijać za życia. Niektórzy z nas mają destrukcję we krwi. Dlatego nie było mnie na blogu, dlatego nie było mnie dla świata. Świat się dla mnie zatrzymał. Czas duchowego umierania. Po to jestem na świecie, aby? No właśnie, nie wiem po co? Są ludzie, którzy myślą, że umieranie to zamach na swoje ciało. A tu wcale nie, to całkiem coś innego, to samobójstwo duszy. Całe to słowo, aż trudno wypowiedzieć. Ale jest. Jestem niszczycielem. Pracoholikiem. Zapominam, że żyję. Trudno cofnąć się myślami wstecz.
Miesiąc marzec miał być miesiącem kobiet. Całość nakierowana na płeć. Bo dzień kobiet, dzień mężczyzny. Bo. Kobieto puchu marny...nigdy nim nie byłaś! Gdzie się siła kobiety mieści? W oczach, w słowach, w nogach...? A może w umyśle? Co w nas jest takiego, że dziwi, że męczy mężczyzn, a jednocześnie przyciąga. Dlaczego bieguny w nas dwa? Na raz i na dwa...wielość. Ile w dzisiejszych kobietach kobiet, ile w nas mężczyzn? Ile waleczności, ile słodyczy? Kobiety.
Sama utknęłam. Wycięłam dni, godziny...Nikt mi ich nie odda. Wracam dziś do życia. Odkryłam znaczenie. Jeszcze nie wiem, jak je wykorzystać. Jest czas umierania i czas, aby się odrodzić. Regeneracji START.
 

 
 

poniedziałek, 25 lutego 2013

Freelia live

Butem w twarz czyli o wrażliwości świata tego.

Na nędzę, na smutek, na krzywdę, na ból...Wrażliwość tu, wrażliwość tam. Och jacy jesteśmy wspaniali. Mistrzowie wrażliwości z nas. Nasza wrażliwość płynie jak rzeka. Potrafimy płakać na filmach. Rzucać monetę biedakowi. Wspierać organizacje charytatywne...Tulić bezdomnego psa. A gdy chodzi o ludzi najbliższych... Wyłączamy się jak przyciskiem.  Zamknięci i obojętni. To efekt, który nazywam "butem w twarz". Przychodzisz po pomoc, po miłe słowo, gest - do ludzi, których kochasz, a spotykasz brak zrozumienia, brak ciepła, brak wrażliwości. Czasami tak niewiele wystarcza, żeby poczuć moc od drugiego człowieka. Czasem tak niewiele wystarczy, żeby zawalił się nasz świat.
Poklep po ramieniu. Wysłuchaj. Przytul. Dzielenie się swoją wrażliwością dla splendoru, chwały, pokazania jaki to jestem wspaniały - w tym przodujemy. A w biegu o codzienną wrażliwość przegrywamy każdego dnia. Nie ma to jak myśleć złudnie, że świat nas zbawi. Nie zbawi - kopnie nas w twarz, tak jak my tych, którzy potrzebują wsparcia naprawdę. Naprawdę.



wtorek, 19 lutego 2013

Freelia live

Smutek


Smutny smutku skutek. SMUTEK. Kilka liter - mogę się nimi bawić. A w literach zawarty olbrzymi ładunek emocji, różnych. Smutek gnieździ się w nas, gdzieś głęboko pod skórą, pod tkankami, w komórkach, tak aby nie można było wyciągnąć go łatwo, pozbyć się, zniszczyć, zapomnieć o nim. Czasami wylewa się ze łzami, ale wolno, bardzo wolno. Cieknie po policzkach. Bez żadnej harmonii, ładu.  Nie możesz wypłakać go od razu. Całego. Czasami wypływa godzinami, dniami…może i latami. Tkwi. Smutno, że po radości pisać muszę o smutku. Nie taki był plan. Miały być inne emocje. Ale o smutku nie decydujemy sami. Smutek zsyłają na nas inne „siły”. Prawdziwego smutku nie wywołasz od tak. Nie powiesz „teraz jestem smutny” i jesteś. O nie. Smutek pojawia się niechciany. Do mnie też przyszedł nieoczekiwany, niezapraszany. Nie zapukał do drzwi, nie czekał, aż mu odpowiem. Wszedł. Wyłamał drzwi. Wylał się prosto na głowę. Ze śmiercią. Nie wierzyłam. Nie wierzę. To nie miało być tak. A było.

Smutek ma różne oblicza. Smucić się można błahostkami, plamą na koszuli, spalonym obiadem, słowem rzuconym bezmyślnie, problemami w pracy, w domu. Cały ten smutek w konfrontacji z chorobą i śmiercią jest tylko półsmutkiem. Stanem przejściowym. Zamyśleniem. Jeżeli tkwisz w jakiejś emocji, która kontroluje ciebie, twoje życie, twoją głowę, rozum, słowa, pomyśl, że życie jest strasznie krótkie. Nie można dać się opanować niszczycielskiemu uczuciu. Prawdziwy smutek dopada cię sam. Dziś zaprzyjaźniam się ze swoim prawdziwym smutkiem. Jest dla mnie lekarstwem. Na ból. Duszy ból po stracie. Smutek smutku skutkiem. I tak ciągle.

niedziela, 17 lutego 2013

Freelia live

Radość.

Dziś o radości inaczej. Co to za uczucie jest - nie powiem Wam. Każdy raduje się na swój sposób. Jak ja kocham się radować :-) Rzeczy, które wywołują uśmiech na mej twarzy, jest wiele...Oto pierwsza dziesiątka. Pewniaki, które przegonią każdy mój smutek.

Pierwsze miejsce bezwzględnie, bezkompromisowo, bez żadnych oporów...KRÓL JULIAN - mistrz słowa:
  • I właśnie wtedy zrozumiałem, że muszę się skupić na tym, co w anegdocie zwanej życiem jest najważniejsze – na sobie.
  • Mienie władzy to obowiązek króla.  
  • A teraz wzbudzę w was poczucie niższości. Zresztą uzasadnione. 
  • Niepojęte, dlaczego ofiara nie chciała się złożyć.
  • Do kobiety trzeba się pofatygować... tak? Potem patrzysz jej w oczy... przysuwasz się... tak?Tylko troszeczkę, a najlepiej prawie do końca... potem czekasz, aż ona się też troszeczkę przysunie... prawdaż? Teraz... teraz wasze wargi praktycznie się już stykają...A potem po prostu jej mówisz, jak bardzo jej nienawidzisz.
  • Gdybym to ja, król Julian (bo tak się zwę), miał odwalić kitę za dwa dni, to zrobiłbym te wszystkie rzeczy, o których wcześniej tylko marzyłem. Od dziecka chciałem zostać profesjonalnym gwizdajłą. I wiesz, co jeszcze mógłbym zrobić? Najechałbym jakieś sąsiednie państwo i potem narzucił im swoją ideologię, nawet jakby wcale nie chcieli, wiesz? Musi być coś, co i ty chciałbyś zrobić. Jakaż to? Zdradź mi! Jakaż to? Błagam, zdradź mi! Nie chcesz, nie mów.
 
Miejsce
Król Julian - Madagaskar rządzi!






 

Miejsce 2
Góry polskie - szwędanie, oglądanie, fotografowanie, zmęczenie. Nie ma nic lepszego od sprawdzianu co roku, czy żyję.


  
Miejsce 3
Strachy na Lachy i Pidżama Porno - w każdej postaci...każda piosenka i na żywo i na płycie. Poznańskie dziewczęta. Ezoteryczny poznań. Gnijąca modelka. Piła tango. Nowa płyta: "To". Kup. Przesłuchaj. Świeżutka, podpisana, słuchana całą sobotę. Wystana przez MiB. Thx!



Miejsce 4
Poranna, sobotnia kawa serwowana z czekoladą i książką. Mniam;-) Bez czytania, nie mogłabym żyć.



 

Miejsce 5
Śpiewający i grający Jerzy Stuhr. Zwłaszcza kraina miłości. Zaraża i śmieszy do łez. 




Miejsce 6
Jazda samochodem przed siebie - gdziekolwiek, najlepsza do rozmyślania, do inspiracji, do przetwarzania tysiąca myśli. Audiczka niewzruszona spełnia moje wszystkie zachcianki. Jeszcze.



Miejsce 7
Taxi 1, 2, 3, 4...och ile już było odcinków o tym najsłynniejszym taksówkarzu. Za niego pokochałam Luca Bessona.






Miejsce 8
Podróże małe i duże...wszędzie, z ludźmi, których kocham, z przyjaciółmi. Paryż zwłaszcza ;-)



Miejsce 9
Rialto - takie kino z klimatem, jak teatr. Każda wizyta to nowy film i nowy grunt do przemyśleń. Dziwne tam rzeczy zobaczyłam, oj dziwne. To kino sprawia, że nie stoję w miejscu. Burza mózgu zapewniona.





Miejsce 10
Sport - bieganie, pływanie, koszykówka. Zmęczyć się można na różne sposoby. Czuć intensywne bicie serca. Rozluźnia psychikę. Daje energię do nowego działania. Polecamy Fabrykę Formy ;-)))



A Tobie co sprawia radość?