Freelia day
Dzień mamy
O moich zdolnościach do hodowania kwiatów było głośno...oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu. Potrafiłam uśmiercić każdą, nawet najmniej wymagającą roślinę...Przez moje studenckie mieszkanie przewijały się dziesiątki kwiatów, małe, duże, kolorowe...jedno zawsze było pewne...albo nie przeżyją, albo w stanie agonalnym pojadą do mamy. I tak u mamy zawsze dochodziły do siebie...stawały się bujne, okazałe, kwitły. Mama kwiatowy lekarz. Czasami podejmowałam próbę sprowadzenia ich do mojego domu, ale zazwyczaj kończyło się to ich śmiercią. Więc zaniechałam prób. Nawet sobie nie wyobrażacie, ileż starań ja wkładałam w te kwiaty, ileż odżywek, wypowiedzianych do nich słów...żeby lepiej rosły...żeby w ogóle rosły...;-) I nic.
Ja z natury dumny i uparty koziorożec jestem, więc poddać się nie mogłam. Pot, łzy, codzienna opieka i dyscyplina wdarły się do mojego życia. Ach ile trudu, żeby po roku w moim balkonowym ogrodzie zakwitł on...Cudny różanecznik.
Mamo, w dzień twojego święta, kwiatek dla ciebie ode mnie, z trudem i poświęceniem wyhodowany przez córkę, która przez lata ręki do kwiatów nie miała...Buziak!
Dziękuję za cierpliwość do mnie - bez niej nigdy nie byłabym tym, kim jestem dziś!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz