niedziela, 28 października 2012

Freelia place
Wielkopolski Park Narodowy

A jednak nie jest tak źle z jesienią w tym roku. Jedna słoneczna niedziela, krótkie oderwanie od pogrążającej świat ciemności, zbliżającej się zimy. Gdzie szukać jesieni? Można wszędzie. Zabieram do domu żołędzia, znalezionego gdzieś po drodze. Będzie stanowił wspaniałą parę z kasztanem, którego dawno temu podarował mi mój mąż. Na pierwszym spacerze. K jak Kasztan. K jak Kocham. Nadal go trzymam w pudełku...a to już jakieś 13 lat. Na wszystko mam kartony. Ten z kasztanem jest na młodość. Taką słodko - niedojrzale - młodzieńczą młodość. W tym kartonie jestem tylko ja. Następny karton dzielę. Wspomnieniami.

O jesieni wspomnień nie mam. Tylko ten kasztan. Więc teraz chcę mieć. Szukam tam, gdzie wolność oddycha intensywniej. Free czujesz na każdym kroku. Parę kilometrów od Poznania. Olbrzymi. Otwiera się na ludzi i wciąga. Uzależnia. Zawsze po wizycie tam, czuje przyjemny szum w głowie. Przedawkowanie. Tlenem. 7620 ha. Nie zabraknie tam miejsca dla Ciebie.
W parkach objętych ochroną najciekawsza jest dzikość, nieuporządkowanie i samowystarczalność natury.


Przy odrobinie szczęścia zakochasz się w krainie jezior. Wystarczy spojrzeć i czar bijący z głębin, zauroczy cię na zawsze ;-) Mam swoje ulubione: Jezioro Góreckie. A na nim 2 wyspy. Nigdy na żadnej nie byłam. Lubię tajemnice. Jaka kryje się tutaj? Na wyspie zamkowej znajdują się ruiny XIX wiecznego zameczku wybudowanego przez Tytusa Działyńskiego. Podczas Wiosny Ludów w 1848r. zameczek zniszczono i nigdy dotąd nie odbudowano. Tajemnice to moja specjalność, ale tu nie znalazłam żadnej. Szkoda. Niestety, Tytus budowlę ofiarował w prezencie tylko swojej siostrze Klaudynie Potockiej. Niewiasty ze złamanym sercem brak. Czarnej damy brak.

Jesienią kolor blue to rzadkość. Wszędzie tylko żółcie, pomarańcze...Ale wśród gęstwiny liści mogę wypatrzeć odrobinę nieba, wody. Jasna jesień utrzymuje liście na drzewach. Karmi je siłą swojego ciepła. Ciemna - zrywa je z drzew i patrzy, jak powoli szarzeją pod stopami przechodniów. Nie przepadam za tą porą roku. To oczywiste. Nie lubię, jak świat wokół zasypia. Taka śpiączka, z której budzi się każdej wiosny, a ja wraz z nim. A co by było, gdyby się nie obudził?


Gdybyś chciał dowiedzieć się więcej, wejdź na stronę: http://www.wielkopolskipn.pl/

sobota, 27 października 2012

Freelia - różne oblicza wolności

Raz dwa trzy...raz dwa trzy...Cisza...Tego potrzebuję od czasu, do czasu. Bez tłumu, bez przyjaciół, bez ludzi. Żadnych. Cisza i ja. To moja wolność. Każdego dnia uzależniona od innych. W ciszy wolna. Robię to, co lubię. Bawię się samą ciszą.

Różnie to bywa z tą wolnością. Chętnie rozglądam się za jej przejawami. 
Kiedy czas pędzi niesamowicie szybko... Kiedy nowy ranek przynosi niedowierzanie... Kiedy ze smutkiem w oczach patrzę przez okno...i?
Zauważam, że piękna polska złota jesień odeszła w zapomnienie. Truchleje.
Znowu przegrałam z pędem życia. Jakie to smutne. Znowu nie udało mi się uwiecznić tej pięknej pory roku. Nie zauważyłam, kiedy odeszła. 

I na ratunek przychodzi taki maluszek...walczy o swoją wolność, przebija się przez twardą otoczkę i uwalnia na świat. Oj! Śliczny, słodki...a już niedługo zamieni się w pięknego kwiata, powali mnie swoim uroczym kształtem.  Nie będę mogła się nadziwić, jak to się stało, że urósł. Aby poprawić sobie humor otworzyłam dziś torebkę z cebulkami, a tu niespodzianka... Zielony pęd wyrósł w szufladzie. To jest wolność. Nie masz gruntu...a rośniesz. 

Maleńka delikatność, centymetrowy organizm, walczący o przetrwanie. Daje do myślenia. Nie szukaj na siłę. To niepotrzebne. Wolność rodzi się wszędzie. Marzenia kiełkują wszędzie. Nie musisz analizować. Korzystaj. Ot tak - po prostu. Siła twoich marzeń pozwoli ci rozkwitnąć. Niebywałe.  
Gdy życie odbiera energię, gdy w sobie nie podoba ci się to, czy tamto...pomyśl, że to nieważne. Liczy się tylko chęć. Chcę, to mam. Trzeba tylko...chcieć. 

Jak taki malec potrafi to...co mi tam!




piątek, 26 października 2012

Freelia film
Skyfall

Filmy szufladkuję. Ot - taki mam kaprys. Jedne wkładam do szufladki: wielkie wrażenie, po innych nie mogę zasnąć klika dni, są też takie, które oglądam tylko dlatego, że występują w nich "przystojni dżentelmeni z mojej epoki". Bond to Bond. Oglądałam, gdy byłam dzieckiem. Oglądam teraz. Może dlatego, że lubię wszystko zamieniać w tradycję. Bez wielkich uczuć, splendoru. Oglądam dla piosenki, dla poprawianych mankietów, dla tekstu starszego niż ja: My name's Bond, James Bond, dla gadżetów wyprzedzających epokę i nowych dziewczyn. Tak - Bond to Bond. 
Za Danielem Craigiem nie przepadam. A po Skyfall nie będę jeszcze bardziej. Taki niepasujący ten Bond, z zarostem, podkrążonymi oczami...Taki nie ON. Wiem, wiem - ktoś tak wymyślił, taki schemat, scenariusz, miało być smutno. Uczuciowo. Były nawet łzy. Zabrakło poczucia humoru, którego Bond nigdy nie miał. Ma za to niezrównane wyczucie damskich potrzeb. Potrafi po jednej rozmowie z kobietą wiedzieć, że jest zastraszona i nieszczęśliwa i skutecznie ją pocieszyć. M - straszna, bezwzględna M, była jedyną osobą, z której tekstów się śmiałam. Hmmm... Tylko ona mogła ofiarować Bondowi taki wspaniały prezent ;-) Figurkę pieska.
A oto Skyfall w całej swojej okazałości...przerażający, jak z dobrego amerykańskiego horroru, a znajduje się w Szkocji.



No i tym razem Bond miał przekaz...lojalność jest ważna a nowoczesność niebezpieczna. Klasyka wygrywa. Ludzie są niezastąpieni. Bond jest niezastąpiony. Zapowiada to pewnie jeszcze kilka kolejnych części. Bond jest nieśmiertelny. Szkoda, że tylko on się nie starzeje. Też bym tak chciała. Tak czy inaczej - Bonda nie wypada nie obejrzeć. Polecam więc.

Piosenkę Skyfall śpiewa Adel:

Recenzję możecie zobaczyć na:

czwartek, 25 października 2012

Freelia person

Wydaje się, że bez niej... nie byłabym tym, kim jestem. 
Wydaje się, że bez niej... nie wyrysowałabym drogi swojego życia po prostej linii. 
Wydaje się, że bez niej... świat miałby małe możliwości.
Wydaje się, że bez niej... zawsze byłabym mała dla świata, a świat ogromny dla mnie.
Wydaje się, że bez niej... moja wybuchowość przygniotłaby dziś czyjeś niebo. 
Wydaje się, że bez niej... świat zamknąłby się przede mną, zanim jeszcze zdołałby się otworzyć. 
Wydaje się, że bez niej... nie wiedziałabym, co to miłość.
Wydaje się, że bez niej... książki nie miałyby takiej wartości. 
Wydaje się, że bez niej... szacunek dla innych byłby mi obcy.
Wydaj się, że dla mnie jest wieczna, piękna i młoda.

Wam się wydaje. Ja jestem pewna. 
Teraz, gdy dzieli tyle kilometrów, trudno o codzienne zaangażowanie. 
Myślę, jednak zawsze. 
Zwłaszcza teraz, gdy czasami można czuć się samotnym. 
Zwłaszcza teraz, gdy boli ból fizyczny. 
Zwłaszcza teraz, gdy ciężko żyć. 
Jestem tu. Pod drugiej stronie ekranu. Ty zawsze w mojej głowie.




I jesteś zawsze. I będziesz zawsze. 
Z miłością...


wtorek, 23 października 2012

Freelia book
"Czarnobyl baby" Marle Hilbk.

Miesiąc i jeden dzień przed tą katastrofą urodziła się moja siostra. Nigdy nie zapominam o jej urodzinach i nigdy nie zapomnę tego dnia. 26.04.1986r. Miałam wtedy 3 lata. Mała, ale pamiętliwa. Do dziś. W moim domu słowo Czarnobyl słychać często. Początkowo nie rozumiałam, dlaczego. Wiedziałam, że jest straszne. Czułam to, gdzieś tam, pod skórą. 
Jestem wzrokowcem...wyłapuje okładki. Ta zwróciła na siebie uwagę rozdzierającym bezgłośnym krzykiem dziecka. Niewinna twarz, bez głębi oczu, nieruchoma w swoim wołaniu, przenikliwie ukłuła moją duszę. Widzieliście kiedyś niewyobrażalny ból? Maleństwo na tle szarych ścian pomieszczenia po wybuchu bomby atomowej. Chcąc - nie chcąc, przeczytałam. "Czarnobyl baby" Marle Hilbk. 
Aby się dowiedzieć. Aby móc się zastanowić. Aby móc zrozumieć.
Zobaczyłam tragedię, niewyobrażalnych rozmiarów, przy której nasze codzienne troski, migreny, narzekania, problemy w domu czy w pracy, stały się tak maleńkie, jak ziarenko piasku. Tragedię światowych rozmiarów, ale przede wszystkim osobistą, ludzką.

Czy jestem za, czy przeciw energii atomowej? Jestem przeciw. Kocham świat. Nie chcę powtórki z rozrywki. Nie chcę. Tyle wiem o sobie.

Czy chcę ocenić tę książkę? Nie zrobię tego. To ona otworzyła w mej głowie pewną szufladkę, którą zamknęłam ładnych parę lat temu. Zmotywowała mnie. Zbuntowała. Nie subiektywnym ujęciem Niemiec, tylko tym, co sama chciałam z niej wyczytać - utraconym losem ludzi, którym w tej rzeczywistości po Czarnobylu, przyszło żyć. Ludzi samotnych w biedzie, pozostawionych w chorobie, kalectwie. Ludzi odartych z marzeń, z przeszłości i z przyszłości. Wbitych w teraźniejszość, z jedną napromieniowaną koszulą.
Ludzi pozbawionych domów, bliskich, pracy...życia. 
Wyobraź sobie. Wstajesz rano z nieswojego łóżka i nie masz nic. NIC. Takie szare, smutne, puste NIC. Ratunku!!! Chcesz krzyczeć, ale nie masz do kogo. 

Książkę przeczytajcie tylko dlatego, aby dowiedzieć się i nie zapomnieć. O tych, którzy zasługują, nie tylko na pamięć. Zdjęcia i opis wybuchu reaktora nie pozwolą wam na to. Jestem pewna.

Poniżej inne opinie, których autorzy są na pewno bardziej obiektywni niż ja. Polecam: