Freelia person
Kibice
Różne przejawy wolności znam…różne pokazuję… mój blog
jest wolny ;-)))
Atmosfera nie do opisania, więź nie do odtworzenia…Wydaje
ci się, że to niemożliwe. Gen walki we krwi. Miłość do drużyny widoczna w
milionach pociętych kwadracików. Gdy obserwowałam, jak lecą w górę, widziałam
oczami wyobraźni tych ludzi siedzących kilka dni i tnących nożyczkami gazety. W
równe kwadraciki. Fala konfetti, jak spadający śnieg. Widok nie do opisania.
Trzeba tam być. Poczuć.
Niektórych to śmieszy. Niektórych denerwuje. Kibice,
kibole, fani. Różnie ich zwą. Ja nazywam ich wiernymi. Wierni. Kto nie był, kto
nie czuje, nigdy nie zrozumie. Bo kochać coś mimo wszystko, to sztuka. Mimo porażek,
mimo niespełnionych marzeń, mimo… Wierni. Bez dodatkowych motywów. Wolność
stadionowa jest lepsza niż internetowa…i język powie wszystko, co pomyśli
głowa, i wyśpiewa, i wykrzyczy, i wyklnie, i wypłacze…tyle energii jak bomba
atomowa, tyle emocji…zobaczysz łzy, raz szczęścia, innym razem rozpaczy. I są
tam wszyscy. Zjednoczeni…ci łysi, w czapkach, dorośli i dzieci, kobiety i mężczyźni, w bejsbolowych kurtkach, glanach, dresach, jeansach, ci, co na co
dzień leczą, adwokaci, murarze, sekretarki, studenci, dyrektorzy…wszyscy. Nie
dowiesz się, kto jest kim, nie zobaczysz. W biało niebieskiej fali. Wszyscy
równi. Dumni. Waleczni. W te jedne, jedyne 90 minut są sobą nieograniczeni. Niezamknięci
w stereotypy swoich zawodów, grup społecznych, myśli. Odważni siłą tłumu. Niewyróżniający
się. Wolni. Z wszystkich gardeł płynie jeden tekst:
W
grodzie Przemysława gdzie koziołki bodą się...
Jest taka drużyna, co się zwie poznański Lech...
Lech, Lechu, Lechu, ukochany klubie nasz...
Lechu, Lechu, Lechu, dziś zwycięstwo pewne ma…
Jest taka drużyna, co się zwie poznański Lech...
Lech, Lechu, Lechu, ukochany klubie nasz...
Lechu, Lechu, Lechu, dziś zwycięstwo pewne ma…
Fajna ta wolność. Chociaż dla wielu niebezpieczna i nierozważna. Nieromantyczna pewnie też. Uderzająca jak adrenalina do mózgu, może być zgubna. Może wybuchnąć falą nienawiści. Może, ale nie musi. Może też być przyjazna i wesoła. Silna siłą połaczonych w uścisku ramion. Słyszysz ją z daleka. Otwierasz oczy ze zdziwienia. Jeden głos. Jedna fala. Zbliżając się do stadnionu z każdym krokiem czujesz, że chcesz być częścią tego czegoś i śpiewać razem z nimi. Siła uderzeniowa tysięcy głosów uprzykrza życie tym, co na bułgarskiej spędzają życie, z okien domów obserując wylewający się na ulice tłum. Byłoby łatwiej dołączyć do śpiewu. Razem życie staje się przyjemniejsze. Tylko trzeba wyjść z domu. TYLKO. I aż.
A
na koniec zdjęcie z meczu Lech: Legia.
Przegrali 1:3. Ale kibice dali z siebie
wszystko…Próbka ich możliwości na zdjęciu. Dla rozrywki tłumów załączam piosenkę,
której tekst zarezerwowano na meczu dla ślicznej syrenki. Dzięki niej nie
zapomnę tego dnia na zawsze…;-)))) Ona tu jest i tańczy dla mnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz