piątek, 16 listopada 2012


Freelia film
"Pokłosie"
Władysław Pasikowski

Pasikowski rozbija świat na atomy…pokazuje, że prawda potrafi zaszyć się gdzieś głęboko pod twardą skórą ludzi, w zapomnianych wioskach, zgliszczach domów, lasach, polach i drogach. Potrafi zasnąć bujana przez lata kołysanką wiatru. Otoczona ciszą. Milczeniem. Gdy się dobrze przyjrzysz zobaczysz ją w niemych spojrzeniach tych, którzy byli jej świadkami. Ale żeby zobaczyć, musisz patrzeć oczami duszy… Duszy, która namawia do odkrycia prawdy. Stawia pytania o sprawiedliwość. Każe ci robić coś, czego nie potrafisz wytłumaczyć. Dusza otwiera sumienie. Może ciężar przodków dostajesz w genach? Może we krwi? Może przyjdzie ci zapłacić za coś, co nie było twoim udziałem? Sumienie szuka tych części ciebie, które nie będą mogły zatrzymać prawdy dla siebie. Szuka, a gdy znajdzie…Prawda obudzona przez przypadek uderza z taką siłą, której się nie spodziewasz…
Posiew boli. Boli prawdą, o której głośno nie mówił nikt. Prawdą o ludziach. O Polakach. O księżach. O Żydach. O Niemcach. O wojnie. O ojcach i synach. O żądzach. O tajemnicach. O śmierci. O bezwzględności. O nas. 

Fenomen społeczności pokazany w tym filmie mnie przeraził. Jak ludzie mogą zjednoczyć się w kłamstwie? Ile lat mogą ukrywać w sobie prawdę. Ukrywać – to znaczy wiedzieć, że coś jest złe. A jednocześnie żyć, korzystać w pełni z tego, co skażone śmiercią. Jeżeli czegoś nie mówimy głośno tak, aby usłyszał świat – to nie istnieje? ISTNIEJE. Tylko świadomość w nas marna, kłamliwa. Ludzie mogą żyć z kłamstwem we krwi. Ludzie mogą. Aż przeszywa prąd. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zagłuszyć w sobie krzyk śmierci?

Pasikowski prowadzi nas do odkrycia strasznej tajemnicy przez cały film. Jesteśmy z bohaterem. Idziemy przez las, palimy papierosa, śpimy w starym, rodzinnym łóżku. Pierzemy z nim tę cholerną białą koszulę. Koszulę, która podkreśla jego inność od społeczności, w której się znalazł. Może jest nadzieją? Nie wiem, tak ją odbieram…Potępiamy go trochę na początku, za to, że zasraniec uciekł do Ameryki i nie wrócił z niej nawet na pogrzeb rodziców. Potem ta rysa w jego życiorysie stanie się dla nas śmieszna. Potępiać człowieka jest łatwo. Na tle śmierci wszystko zaczyna mieć inny wymiar.
Najciężej przeżyłam cztery momenty filmu. Pierwszy, …gdy brak bohatera siedział na spalonym polu i mył żydowskie groby – w transie, w szalonej bezradności. Taki widok rozdzierający serce.
Drugi, gdy usłyszałam prawdę, wypowiadaną z ust człowieka, który nie chciał wybaczenia, nie chciał słyszeć wewnętrznego głosu, kłamstwo żyło w nim w symbiozie z myślami. Ale ciążyło, domagało się uwolnienia. Chciał, aby prawda dla niego umarła. Więc dał ją nam i kazał z nią żyć. Proszę, weźcie ją sobie. Zobaczcie, jak to jest. Ale to za dużo, za dużo…Przynajmniej dla mnie. W odruchu zakryłam sobie uszy. To niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Najlepsza scena całego filmu. Kunszt aktorstwa.
Trzeci to spotkanie ze staruszką – widok jej oczu, gdy mówiła, że się bała, tak się przerażająco bała i historia, która krwawi każdym słowem. Niedowierzanie sięga wierzchołka twojej świadomości i na chwile wyłącza ci mózg. Żeby wywołać w tobie uczucie…No właśnie czego? Niemocy? Przerażenia? Wstydu? Szybko poradziłam sobie z myślą, że są tacy ludzie, że pewnie to nie jeden przypadek, że takich było więcej. Potwory. Zamknięte w ludzkim ciele, potwory. Swoją zbrodnię kryjący latami. Obnażają się na moment. Pozwalają poznać zakamarki duszy. I znowu wracają do siebie. Takimi, jakimi stworzyło ich kłamstwo jednego dnia.
Ostatni czwarty moment, to scena z krzyżem…Tak mi się chciało wyć i zanucić…wisi na krzyżu Pan stwórca nieba....Tak wisi, tak sumienie w chorych ludziach swoimi martwymi ramionami budzi, tak czapki z głów ściąga, tak otwiera drzwi prawdy. Stuhr. Kamera patrząca z góry, jak Bóg. Ludu mój ludu, co żeś mi uczynił? To - żeś mi uczynił. Jak mogłeś? Parszywi jesteśmy my ludzie, parszywi. W swej nienawiści, dewocji, antysemityzmie, żądzy, brutalności, głupocie. TYLE. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono…TYLE.


Film niewygodny, porażający, raniący naszą narodową dumę. Polecam! Bardzo. Czop i Stuhr – rewelacyjni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz