środa, 13 lutego 2013

Freelia live

Złościonosiciele 


Złośnicą się człowiek nie rodzi, ale złośnicą umiera. Nie rozliczam, nie sypie popiołem głowy. Wiem, jaka jestem. Wiem, jaka się stałam. Znam moje wady i zalety. Z zaletami się przyjaźnię,  z wadami prowadzę wieczną wojnę. To uczucie znam od dawna. Złość. Przerażająca...rozlewająca się po całym ciele. Ciepła jak krew. Czerwona. Czuję, jak pulsuje w moich skroniach, jak próbuje się wydostać przez palce. Bije w sercu. Wybucha wachlarzem emocji, które im częstsze, tym bardziej znajome. Tym bardziej przerażające. Ciemna strona mnie. Od lat ją noszę w sobie. Nie pozbędę się jej, wyciszam. Kontroluję. Czasami. Czasami nie. Słychać ją w głośno wypowiadanych literach R. W słowach, które krzyczą samym swoim dźwiękiem, nie znaczeniem. Złość poraża komórki nerwowe, stajesz się niewrażliwy na innych, na to, co wokół. Chcesz niszczyć, przeklinać, masakrować...słowem i czynem też. Chociaż na słowie poprzestajesz wiesz, że byś mógł użyć innej artylerii. Nikt ci wtedy nie pomaga. Nigdy nie jest blisko. 

Złościonosiciele jesteście toksyczni! Chorobą roznoszoną drogą słowną, zaraża się przez irytację. Zanim się zorientujesz stajesz się biorcą. Złych pragnień i nawyków. Dlatego jesteśmy sami. W złości zakochani bez wzajemności. Związani. Ubezwłasnowolnieni. Inaczej nie możemy. Na tym polega uzależnienie. Na nieszczęśliwości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz