Freelia film
"Pokłosie"
Władysław Pasikowski
Pasikowski rozbija świat na
atomy…pokazuje, że prawda potrafi zaszyć się gdzieś głęboko pod twardą skórą
ludzi, w zapomnianych wioskach, zgliszczach domów, lasach, polach i drogach. Potrafi
zasnąć bujana przez lata kołysanką wiatru. Otoczona ciszą. Milczeniem. Gdy się
dobrze przyjrzysz zobaczysz ją w niemych spojrzeniach tych, którzy byli jej świadkami. Ale żeby zobaczyć, musisz patrzeć oczami
duszy… Duszy, która namawia do odkrycia prawdy. Stawia pytania o
sprawiedliwość. Każe ci robić coś, czego nie potrafisz wytłumaczyć. Dusza
otwiera sumienie. Może ciężar przodków dostajesz w genach? Może we krwi? Może
przyjdzie ci zapłacić za coś, co nie było twoim udziałem? Sumienie szuka tych
części ciebie, które nie będą mogły zatrzymać prawdy dla siebie. Szuka, a gdy
znajdzie…Prawda obudzona przez przypadek uderza z taką siłą, której się nie
spodziewasz…
Posiew boli. Boli prawdą, o której głośno nie mówił nikt. Prawdą o
ludziach. O Polakach. O księżach. O Żydach. O Niemcach. O wojnie. O ojcach i
synach. O żądzach. O tajemnicach. O śmierci. O bezwzględności. O nas.
Fenomen społeczności
pokazany w tym filmie mnie przeraził. Jak ludzie mogą zjednoczyć się w
kłamstwie? Ile lat mogą ukrywać w sobie prawdę. Ukrywać – to znaczy wiedzieć,
że coś jest złe. A jednocześnie żyć, korzystać w pełni z tego, co skażone
śmiercią. Jeżeli czegoś nie mówimy głośno tak, aby usłyszał świat – to nie istnieje?
ISTNIEJE. Tylko świadomość w nas marna, kłamliwa. Ludzie mogą żyć z kłamstwem
we krwi. Ludzie mogą. Aż przeszywa prąd. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zagłuszyć
w sobie krzyk śmierci?
Pasikowski prowadzi nas do
odkrycia strasznej tajemnicy przez cały film. Jesteśmy z bohaterem. Idziemy przez las,
palimy papierosa, śpimy w starym, rodzinnym łóżku. Pierzemy z nim tę cholerną
białą koszulę. Koszulę, która podkreśla jego inność od społeczności, w której
się znalazł. Może jest nadzieją? Nie wiem, tak ją odbieram…Potępiamy go trochę
na początku, za to, że zasraniec uciekł do Ameryki i nie wrócił z niej nawet na
pogrzeb rodziców. Potem ta rysa w jego życiorysie stanie się dla nas śmieszna.
Potępiać człowieka jest łatwo. Na tle śmierci wszystko zaczyna mieć inny
wymiar.
Najciężej przeżyłam cztery
momenty filmu. Pierwszy, …gdy brak bohatera siedział na spalonym polu i mył żydowskie
groby – w transie, w szalonej bezradności. Taki widok rozdzierający serce.
Drugi, gdy usłyszałam
prawdę, wypowiadaną z ust człowieka, który nie chciał wybaczenia, nie chciał
słyszeć wewnętrznego głosu, kłamstwo żyło w nim w symbiozie z myślami. Ale ciążyło, domagało się uwolnienia. Chciał, aby prawda dla niego umarła. Więc dał ją nam i kazał z nią żyć. Proszę, weźcie ją sobie.
Zobaczcie, jak to jest. Ale to za dużo, za dużo…Przynajmniej dla mnie. W
odruchu zakryłam sobie uszy. To niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Najlepsza scena całego
filmu. Kunszt aktorstwa.
Trzeci to spotkanie ze
staruszką – widok jej oczu, gdy mówiła, że się bała, tak się przerażająco bała
i historia, która krwawi każdym słowem. Niedowierzanie sięga wierzchołka twojej
świadomości i na chwile wyłącza ci mózg. Żeby wywołać w tobie uczucie…No
właśnie czego? Niemocy? Przerażenia? Wstydu? Szybko poradziłam sobie z myślą,
że są tacy ludzie, że pewnie to nie jeden przypadek, że takich było więcej. Potwory.
Zamknięte w ludzkim ciele, potwory. Swoją zbrodnię kryjący latami. Obnażają się
na moment. Pozwalają poznać zakamarki duszy. I znowu wracają do siebie. Takimi,
jakimi stworzyło ich kłamstwo jednego dnia.
Ostatni czwarty moment, to
scena z krzyżem…Tak mi się chciało wyć i zanucić…wisi na krzyżu Pan stwórca
nieba....Tak wisi, tak sumienie w chorych ludziach swoimi martwymi ramionami
budzi, tak czapki z głów ściąga, tak otwiera drzwi prawdy. Stuhr. Kamera patrząca
z góry, jak Bóg. Ludu mój ludu, co żeś mi uczynił? To - żeś mi uczynił. Jak
mogłeś? Parszywi jesteśmy my ludzie, parszywi. W swej nienawiści, dewocji, antysemityzmie,
żądzy, brutalności, głupocie. TYLE. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono…TYLE.
Film niewygodny, porażający, raniący naszą narodową dumę.
Polecam! Bardzo. Czop i Stuhr – rewelacyjni!